Modele: oko w oko

Chyba każdy fotograf przyrody tak ma, ba każdy fotograf w ogóle chyba też tak ma. Ale fotograf zwierząt zdaje się w szczególności. Wszystko co robi przed zdjęciem zmierza do jednego – do uchwycenia właściwego momentu. To o to chodzi! Tyle, że ta chwila, gdy palec miękko wciska spust, bywa najczęściej bardzo kosztowna. Ale przez to piękna. I wcale nie o pieniądze chodzi.

Zanim zdecydujesz, że to już jest ten właściwy moment, napocisz się setnie, często nałazisz bez potrzeby, albo przesiedzisz w ukryciu całe godziny. Rosnące napięcie osiąga apogeum, kiedy to oczekiwane coś emanuje wreszcie z matówki, albo z ekranu LCD. I w tym momencie zniewala cię nagle jakiś irracjonalny stan. Nie tylko twoje oko wie, nie tylko twój umysł wie, ale i twoje serce podpowiada ci, że to teraz, że to już. Przez ułamek sekundy masz wreszcie swoje oko w oko. Wstrzymany oddech, nieznaczny ruch palca. Euforia otwierającej się migawki: miękkie, subtelne traach!

To chyba coś jak zaglądanie zwierzęciu w duszę. Podobnie jak przy ludzkiej fotografii – szukanie i odkrywanie jego osobistego ja. To jest dla mnie właśnie owo oko w oko. Piekielnie trudne i zobowiązujące (łatwe zapewne dla każdego, kto na serio tego nie próbował), ale – gwarantuję – niosące kolosalny ładunek emocji i satysfakcji z obcowania z żywym stworzeniem i jego namiętnościami. Powiem więcej: takie sesje twarzą w twarz nauczyły mnie więcej o naturze moich bohaterów i nieraz dały mi więcej prawdy o przyrodzie, niż tradycyjne sesje w ukryciach i fotograficzne włóczęgi. No i dały mi jeszcze coś. Wyzwoliły mnie z obłudnych norm…

error: Content is protected !!