ODKRYWAMY ŚWIAT NATURY PO SWOJEMU

FILMY FOTOGRAFIE SŁOWA DŹWIĘKI

STRONA  ARCHIWALNA  (sprzed 2022 r.)

Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy”. Omówienie książki

Autor (tekst i fotografie): Jan Walencik

Pomysł i redakcja: Jan Walencik
Konsultacja językowa: Marta Sobocińska
Współpraca: AGENCJA HAJSTRA
Korekta: Marta Kołodziej-Sobocińska

Objętość: 224 strony
Format: 19 x 25 cm
Fotografie: 257
Oprawa: twarda całopapierowa

Skanowanie fotografii: Jarosław Chyra, CHYRA.pl
Projekt graficzny, skład i łamanie tekstu: ŻUBROWA 10
Organizacja produkcji: Krzysztof Komar
Druk i oprawa: Białostockie Zakłady Graficzne S.A.

Wydawca: ŻUBROWA 10 JAN WALENCIK
Publikacja dofinansowana przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Białymstoku
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-930136-0-9

Okładka książki Smak białowiekiego miodu, autor Jan Walencik.

Front okładki książki Jana Walencika Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy”. ŻUBROWA 10 JAN WALENCIK, 2010 r.

Książka Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy” jest pierwszą pozycją wydawniczą ŻUBROWEJ 10 JAN WALENCIK. Jest też pierwszą na polskim rynku książką typu making of, opisującą kulisy powstawania filmu przyrodniczego, czyli jak to się robi? Składa się z dziesięciu rozdziałów (oraz przedmowy i suplementu):  

  1. Zamiast wstępu: smak miodu
  2. Polski serial przyrodniczy?
  3. Po co komu scenariusz?
  4. Dwadzieścia jeden miesięcy w Puszczy
  5. Jak sobie utrudnić, czyli wynalazki
  6. Sam na sam
  7. Nie zawsze dzika, dzika przyroda
  8. Za, czy przed kamerą?
  9. Co zrobić z trzydziestoma kilometrami taśmy?
10. Magnetyzm przyrody

Oto co mówi o jej treści sam autor:

Zawód filmowca-przyrodnika, choć oryginalny i rzadki – moim zdaniem najlepszy z możliwych – często bywa oceniany, jako jedna nieustająca sielanka na łonie Natury. Mając za sobą, wspólnie z moją żoną, pewne doświadczenie w tej profesji, mogę powiedzieć, że poza całym ładunkiem wielkich emocji i radości, ale też i częstych stresów, jest to regularna, podkreślam: regularna i odpowiedzialna praca. Może czasem nawet bardziej odpowiedzialna, ale też i bardziej nienormalna niż inne zawody.

Na ogół sądzi się, że filmowiec-przyrodnik to ktoś raczej nawiedzony, kto biega sobie po łąkach, lasach i górach czy bagnach z radością pszczółki. Jak chce to odpoczywa (pewnie najczęściej), jak mu się zechce to coś tam sobie pokręci, a jak już nakręci, to poskleja wszystko do kupy, trzask-prask i gotowe. Nic trudnego, żyć nie umierać! Któż by nie chciał! W dodatku cały czas w Naturze, a jeszcze za to płacą – najpewniej krocie!

Niektórzy dostrzegają w takiej robocie wyłącznie romantykę płynącą z kontaktu z Przyrodą. Owszem, serce wali jak młot i z emocji trzęsą się ręce, gdy nieopodal mojego ukrycia na bagnie przechodzi para żurawi z młodym, ale to wcale niekoniecznie musi być korzystne dla mojej kamery i obiektywu, bo zachwycony obserwacją widz powie nagle: co za partacz operator, nie potrafi utrzymać stabilnego obrazu. (…)

W tej książce odsłaniam warsztat filmowy, od kuchni pokazuję, jak przez ponad trzy lata powstał pięcioczęściowy telewizyjny serial przyrodniczy Tętno pierwotnej puszczy. To są moje zwyczajne refleksje i spostrzeżenia. Nie opisywałem ich systematycznie dzień za dniem, lecz pogrupowałem w kilka tematycznych rozdziałów. Mam nadzieję, że te wynurzenia z pierwszej ręki rzucą trochę nowego światła, odbrązowią nieco warsztat filmowca-przyrodnika i pozwolą zrozumieć, jak wielu przeróżnych długoletnich zadań trzeba się podjąć, by powstało kilka półgodzinnych filmów. Będę rad jeśli znajdą one adresatów szczególnie wśród osób młodych, które z właściwą im emocją i pasją pragną w swym dorosłym życiu odkrywać Naturę fotografią i filmem. Chciałbym także tą książką podziękować wszystkim, którzy wspierali nas i pomagali nam przez lata pracy z kamerą – tym, bez których wiele filmów nie mogłoby powstać, a już na pewno bez ich wiedzy i życzliwości nie mogłoby powstać Tętno…

 

Zanim ukazała się książka Smak białowieskiego miodu…, w grudniu 2009 r. ŻUBROWA 10 wydała specjalny kalendarz na 2010 rok, zatytułowany KSIĄŻKA NA 2010, zapowiadający i promujący tę książkę. Na 12 rozkładanych stronach, obok kalendarium znalazły się fotografie z realizacji filmowej serii Tętno pierwotnej puszczy.

Okładka kalendarza KSIĄŻKA NA 2010, zapowiadającego i promującego książkę Jana Walencika Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy”. ŻUBROWA 10 JAN WALENCIK, 2009 r. 

Wkrótce po ukazaniu się książki Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy”, w prasie i w sieci pojawiły się pierwsze recenzje (na foto-ptaki.pl aż trzy na raz!). Poniżej cytujemy niektóre z nich.

CYTAT. Recenzja – Piotr Bajko – Тайны телесерыяла „Пульс першабытнай пушчы” / Tajemnice serialu telewizyjnego „Tętno pierwotnej puszczy”. Źródło: Niwa, 04.04.2010 r.

Tajemnice serialu telewizyjnego „Tętno pierwotnej puszczy”

Piotr Bajko

Przypuszczam, że spora część czytelników Niwy, w swoim czasie oglądała serial telewizyjny Tętno pierwotnej puszczy, który zrealizowało małżeństwo Bożena i Jan Walencikowie, obecnie już stali mieszkańcy Białowieży (zbudowali swój dom przy ulicy Żubrowej 10). Seria była pokazywana w polskiej telewizji pod koniec 1995 roku. Pan Jan zapowiadał wtedy, że wkrótce ukaże się książka o tym jak ten film powstawał. Niestety, książka ukazała się dopiero 15 lat po zakończeniu serii i to tylko dlatego, że filmowcy wzięli sprawy w swoje ręce, a mówiąc jaśniej, zorganizowali własna firmę Żubrowa 10 i w ten sposób stali się wydawcami książki pt. Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy”.

Trzeba przyznać, że książka jest nie mniej zajmująca jak sam serial i wciąga tak jak on. Okazuje się, że Jan Walencik jest nie tylko zawołanym filmowcem, ale i dobrym pisarzem. Jego książkę pochłonąłem w jeden wieczór. Walencik odkrywa w niej swój warsztat filmowy. Ukazuje kuchnię realizacji słynnego już serialu, poczynając od momentu pojawienia się pomysłu i kończąc na uroczystym pokazie serii, jaki miał miejsce 2 grudnia 1995 roku w kinie Żubr w Białowieży. Jak sam autor mówi o książce, to są jego zwyczajne spostrzeżenia i obserwacje. Nie spisywał ich systematycznie, a w książce przedstawił je w postaci rozdziałów tematycznych.

Problemy i kłopoty, z jakimi przyszło się borykać białowieskim filmowcom, mogłyby załamać niejednego już na etapie poszukiwania producenta filmu. Ale nie Walencików – ludzi naprawdę nieugiętych, zaangażowanych w swoje filmowe sprawy. Z pasją pokonywali bariery, jakie się przed nimi pojawiały i działali aż do pomyślnego końca.

Nie ma co streszczać tej książki – ją trzeba przeczytać. Na dodatek, jest zilustrowana 250 fotografiami, które ukazują wiele chwil z realizacji serialu, ludzi uczestniczących w procesie jego powstawania, jak również portrety zwierząt roślin i krajobrazu.

Na stronach książki Walencik w ciepłych słowach wspomina też między innymi Wiaczesława Siemakowa, naukowca z białoruskiej części Puszczy Białowieskiej.

CYTAT. Tekst z Niwy, 04.04.2010 r.

CYTAT. Drukowana wersja recenzji – Wojciech Sobociński: Smak białowieskiego miodu. Jan Walencik Żubrowa 10 2010, s. 223. Źródło: Las Polski, nr 13.2010 r.

CYTAT. Internetowa wersja recenzji – Wojciech Sobociński: Smak białowieskiego miodu. Jan Walencik Żubrowa 10 2010, s. 223. Żródło: laspolski.pl, 01.07.2010 r.

CYTAT. Recenzja – (BAJ): Piętnaście lat po nakręceniu puszczańskiego serialu powstała książka. Źródło: Kurier Poranny, 31.08.2010 r.

CYTAT. Recenzja – Tomasz Kłosowski: Miód filmowy. Źródło: foto-ptaki.pl, 20.10.2010 r.

CYTAT. Recenzja – Wojciech Sobociński: Smak białowieskiego miodu. Źródło: foto-ptaki.pl, 20.10.2010 r.

CYTAT. Recenzja – Arkadiusz Szaraniec: Wziąć żubra za rogi. Źródło: foto-ptaki.pl, 20.10.2010 r.

Miód filmowy

Autor: Tomasz Kłosowski

(…)

Oto książka dla tych, którzy chcą się poważnie zająć fotografowaniem, a przede wszystkim filmowaniem dzikiej przyrody. A z życia wiemy, że dla wielu z nas przejście od fotografii do filmu jest tylko kwestią czasu. W tym pierwszym zdaniu podkreślam jednak słowo poważnie.

Książka Jana Walencika Smak białowieskiego miodu, mimo zawartej w tytule słodyczy, jest tak naprawdę rzeczowym, precyzyjnym zapisem narodzin filmu przyrodniczego. Ba, całego serialu, który z właściwą temu autorowi, wręcz obłędną skrupulatnością ukazuje przyrodę Puszczy Białowieskiej. A ściślej – jej najbardziej pierwotnej części. W tym serialu, pełnym nastrojowych ujęć, puszcza przedstawiona jest przede wszystkim jednak jako wielki, precyzyjny mechanizm, oparty na ekologicznych powiązaniach. Taki, precyzyjny i konkretny jest Walencik, taka więc jest jego i jego żony Bożeny puszcza. I taka też jest książka. Opisy konkretnych przedsięwzięć. Daty, nazwiska, procedury, nazwy części wyposażenia. I niezwykle liczne zdjęcia z planu, pokazujące, jak to wszystko powstaje. A nawet, jakimi drogami i sposobami trzeba się dobijać o to, by w ogóle powstało.

Taki dziennik filmowców przyrodników – to zupełny unikat. Są tacy, którzy już zarzucają autorowi, że odsłonił za dużo tajemnic. A jak odsłonił, to częściowo odarł tę filmową przygodę z tajemniczości i przynależnego jej romantyzmu. No, ale przecież my, fotografowie, z tego zarzutu nie zrobimy, chcemy dowiadywać się konkretów, romantycznie powzdychamy sobie sami w plenerze, o ile starczy czasu.

To nie kolejny przyrodniczy Tolkien czy puszczański kryminał, choć autor przekazuje tutaj też sporo emocji. To jednak nie prosta poczytajka, ale pozycja, którą można i warto studiować. Dowiemy się, że taki białowieski miód miewa czasem gorzki smak, ale tak to bywa, gdy na łonie natury chcemy tworzyć dzieła – fotograficzne, filmowe czy jeszcze inne. Tytuł tej książki jest więc poniekąd nawet mylący, choć zarazem dobrze oddaje natury, czy raczej wspólną naturę Bożeny i Jana Walencików. Na dnie duszy wrażliwi, wręcz sentymentalni, kochający zwierzęta ze szczególnym uwzględnieniem siebie nawzajem, przy robocie są perfekcyjni, rzeczowi, nie znoszący fuszerki. Nie tylko ze strony współpracujących instytucji i ludzi, ale też samej natury, którą chcą widzieć i pokazywać jako bogatą i bujną. W tej książce pokazują, jak można to skutecznie robić i jeszcze zasmakować słodyczy.

To ważna i pouczająca lektura dla tych, którzy sami zechcą filmować, czy choćby tylko (albo: aż) fotografować przyrodę.  

CYTAT. Tekst z foto-ptaki.pl, 20.10.2010 r.  

Smak białowieskiego miodu

Autor: Wojciech Sobociński

(…)

Czy po piętnastu latach od emisji serialu Tętno pierwotnej puszczy, warto powracać do jego kulisów? Lektura książki Jana Walencika szybko rozwiewa wszelkie wątpliwości – warto, i to jeszcze jak warto!

Sam serial wciąż jest przypominany przez różne stacje. Trudno temu się dziwić, bo jest to produkcja niezwykła. Wszak mamy do czynienia z pierwszym w historii polskiej kinematografii serialem poświęconym Puszczy Białowieskiej. I na dokładkę od razu wielokrotnie nagradzanym na całym świecie. Jej rozmach daleki był od znanych filmów BBC (o serialach nie wspominając), ale efekt porównywalny, a według wielu lepszy. Nie dziwią więc entuzjastyczne opinie, przytoczone w książce, a wygłaszane przez brytyjskich producentów.

A ponieważ serial był szczególny, z książką nie mogło być inaczej. Ona również dzierży palmę pierwszeństwa w historii krajowych wydawnictw przyrodniczych – jest pierwszą zwartą publikacją odsłaniającą kulisy powstawania filmów przyrodniczych. Prowadzi nas przez cały cykl produkcji poszczególnych odcinków. Od narodzin pomysłu i walkę o środki na jego realizację, poprzez to, co w książce najbardziej pasjonujące, czyli poszczególne etapy powstawania serialu, aż do jego premierowej emisji w białowieskim kinie Żubr.

Według mnie, to zupełnie normalne, że zachęcanie do przeczytania pamiętnikarskiego opisu procesu pisania scenariusza, rozmów z telewizyjnymi urzędnikami, a w końcu kręcenia poszczególnych scen, ich montowania czy udźwiękawiania, u niejednego czytelnika może budzić zastanowienie i rezerwę. Obawa o nudę jest uzasadniona, szczególnie, że w przypadku wielu polskich artystów ból tworzenia jest okropnym doznaniem, z którym biedacy muszą żyć przez wiele lat, a opowieści o nim stają się kolejnym bolesnym doznaniem.

W przypadku Jana Walencika mam do czynienia z czymś zupełnie odmiennym. Owszem ból tworzenia towarzyszy mu wiele lat, nie opuszcza go dzień i noc, łazi za nim dosłownie wszędzie. Tyle, że jest to niezwykle przyjemny ból. Co gorsze, jest zaraźliwy. Infekuje wszystkich w koło – szczególnie żonę Bożenę, bez której jego zniesienie (czytaj: realizacja pomysłu) nie byłoby możliwe. Jednak ani Jan, ani Bożena nie ukrywają – że film…, że przyroda jest ich życiem. W książce jest to widoczne, ale dystans, który autor zachowuje wobec siebie i ekipy filmowej, pozwala na ujawnianie nie tylko tego, co piękne i wzniosłe, ale i codzienności – czyli tego, co bez wątpienia najciekawsze. Wiadomo przecież, że praca filmowca-przyrodnika to ciągłe zmagania z pogodą, przyzwyczajeniami zwierząt, złośliwością rzeczy martwych, własną słabością, a na dodatek czyjąś głupotą i złośliwością. Całość tworzy jednak obraz wielkiej przygody, w której garstka osób pod sklepieniem (czasem nad nim) potężnych puszczańskich drzew oraz w dżungli bezdusznych urzędniczych biur (choć w książce pojawiają się przypadki urzędników z duszą), z pasją walczy o to, by pokazać nam Puszczę Białowieską.

Prezentowanie filmowej kuchni przy okazji wielu zachodnich produkcji jest normalnym zjawiskiem. Mam nadzieję, że dzięki tej książce, obyczaj ten na stałe zagości w Polsce i oprócz kilkudziesięciu minut spędzanych przed ekranem, będzie nam dane wybierać się w kolejną podróż przez książkowe karty. Szczególnie, że w przypadku Smaku białowieskiego miodu nie jest to wyłącznie podróż literacka. W książce znalazło się kilkaset zdjęć, zarówno przyrodniczych, jak i ukazujących ludzi i filmowe zdarzenia.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że takich książek w naszym kraju jeszcze nie było, a ta pierwsza zabiera nas w fascynującą podróż, z której dowiadujemy się o rzeczach, z których jako widzowie filmów i seriali przyrodniczych często nie zdajemy sobie sprawy. Gawędziarska swada autora i humor, jakim obdarzyła go natura, sprawiają, że otrzymaliśmy publikację, którą z czystym sumieniem zaliczam do pochłaniaczy – pochłania się ją tak zwanym jednym tchem, a ona pochłania nasz czas, który mieliśmy przeznaczyć na coś innego, ale od książki oderwać się nie możemy.

I na koniec jeszcze jedno. Ta książka jest formą podziękowania. Powstała nie tylko dla czytelników, ale i z wdzięczności dla ludzi, bez których pierwszy serial poświęcony Ostatniej Puszczy nie mógłby powstać. Czytając Smak… poznamy liczne i barwne ich grono. Szczerze polecam.

CYTAT. Tekst z foto-ptaki.pl, 20.10.2010 r.  

Wziąć żubra za rogi


Autor: Arkadiusz Szaraniec

(…)

Tak się mówi wziąć byka za rogi, jeśli ktoś odważy się na coś szalenie trudnego, wymagającego nie tylko odwagi, ale  i wysiłku ponad zwykłą miarę. Jan Walencik wziął żubra za rogi (co też widać na okładce jego książki), kiedy postanowił zrobić serial o Puszczy Białowieskiej. Polski serial przyrodniczy? Tak wielu pytało z powątpiewaniem w głosie, bo mało kto wierzył w powodzenie owego szalonego projektu – i dlatego taki jest tytuł pierwszego rozdziału  tej książki.

To pamiętnik z okresu powstawania filmu, który już wszyscy znają – Tętno pierwotnej Puszczy. Dlaczego wyszedł dopiero teraz – po 15 latach od premiery? Odpowiedź jest prosta – bo autor nie miał czasu! Zaraz po Tętnie (a raczej równolegle z nim) zabrał się do ścigania, chwytania ich za rogi i powalania następnych żubrów (czytaj: nietypowych-szalonych pomysłów filmowych). Ale to już cała odrębna saga do opowiadania.  Jeden z jej najnowszych odcinków to założenie własnego wydawnictwa o nazwie Żubrowa 10 z planami na najbliższy wiek.

Ale my wracajmy do Tętna, które już jest klasyką filmu przyrodniczego i jego legendą. Książka opowiada krok po kroku o narodzinach tej legendy. To też pewnego rodzaj podręcznik  i poradnik – nie tylko dla młodego filmowca ! – jak należy realizować swoje pomysły. Pierwsza zasada  (ale pada na samym końcu książki): Niepowodzenia tylko z początku są okrutne, potem dodają skrzydeł.

Każdy widz Tętna pamięta to przedziwne, fascynujące wręcz wrażenie, kiedy na jego oczach widok jakiegoś miejsca w Puszczy płynnie tak precyzyjnie, jak za dotknięciem różdżki czarnoksięskiej zmienia się z wiosennego na letni, potem staje się jesień, aż w końcu wszystko pokrywa śnieg. A potem zamyka się odwieczne koło natury i ponownie wszystko wraca do punktu wyjścia. Jak oni to zrobili?

Widz zwykle nie pyta o kuchnię – zachowuje się jak gość w restauracji, który zasiada wygodnie i grymasi, czepiając się drobiazgów. Tym razem wszyscy patrzyli jak zaczarowani. Ciekawe, że podobnie zachowywali się podczas prapremiery profesjonalni przyrodnicy – ludzie, którzy przecież obserwowali i badali Puszczę przez kilkadziesiąt lat. Przekonał ich nie tylko ogrom pracy, jaką realizatorzy musieli włożyć podczas 21 miesięcy zdjęć w 30 kilometrów taśmy – co widzieli dzień w dzień na własne oczy.

Autorom Tętna udało się w formę dzieła sztuki zakląć nieuchwytnego ducha Puszczy, fenomen wiecznie zmiennej natury, oddać złożoność jej procesów. Otworzyli nową epokę w filmie przyrodniczym. Pokazali, że polifoniczny język sztuki filmowej może współgrać z hermetycznym światem nauki i z tego połączenia stworzyć specjalną jakość, czytelną i magicznie ciekawą dla wszystkich widzów.

Ale zanim doszło do emisji… zanim udało się pokazać galopujące żubry i nurkującego rzęsorka, zajrzeć mrówkom w oczy, przyłapać grzyby na ich sekretnej robocie, pływać razem z wydrą i bobrami, polować z wilkiem i puchaczem, pokazać związek pomiędzy jednym małym liściem a ogromną Puszczą – autorzy Tętna… musieli dziesiątki razy wstawać przed świtem, po pas wchodzić w bagno, grzebać w padlinie, brnąć przez chaszcze, godzinami czekać na słońce (lub chmury), znosić upał i mróz.

Lista jest długa. Podobnie jak zestaw zawodów, które musi filmowiec-przyrodnik uprawiać na planie. Być sobie sterem, żeglarzem, okrętem czyli …dyrektorem i tragarzem, alpinistą, bartnikiem, łucznikiem, akwarystą, hodować myszy (ale w kieszeni). Wszystko po COŚ… Warto przewędrować przez tę książkę – ten Traktat o szalonej = dobrej robocie, zatrzymując się przy zdjęciach (za małych!) i ponownie (lub też po raz pierwszy) obejrzeć Tętno pierwotnej puszczy. I zrozumieć, że w życiu najważniejsza jest idea.

CYTAT. Tekst z foto-ptaki.pl, 20.10.2010 r.  

CYTAT. Krzyżówka w czasopiśmie Las Polski z nagrodami – 3 książkami Jana Walencika  Smak białowieskiego miodu. Jak kręciłem serial „Tętno pierwotnej puszczy”. Źródło: Las Polski, nr 15-16 2010 r. 

CYTAT. Recenzja – Arkadiusz Szaraniec: Smak białowieskiego miodu – Jan Walencik. Źródło: dzienniklesny.pl, 08.12.2013 r..